Ludzie Mody: Michał Szulc – jednostka nietypowa

Projektant nowej generacji. Wybitny. Profesjonalny. Buntownik. Nie sprzedaje siebie w łatwy słodko-landrynkowy sposób. Łamie konwenanse. Realista. Pasjonat. Nie zdradza swoich inspiracji. Otwarcie mówi o tym co go drażni. Warto wiedzieć dlaczego.

Ultra Żurnal Michał Szulc

Adam Kwiatkowski: Czy podjęcie decyzji o zostaniu projektantem było efektem realizacji zamierzonych planów czy spontanicznej decyzji? Czy moda siedziała w Twojej głowie od dziecka?

Michał Szulc: To była absolutnie spontaniczna decyzja. Na łódzką ASP zdawałem z myślą o projektowaniu tkanin i dywanów. Po roku, kiedy mieliśmy wybrać specjalizację, zapisałem się na ubiór. Wcześniej myślałem o historii sztuki, architekturze, ale nigdy o projektowaniu mody.

A.K: Często pytam ludzi jak to się stało, że są w miejscu w którym są, ponieważ w trakcie realizacji ich marzeń umyka im teraźniejszość. Okazuje się, że są na szczycie, a nie pamiętają, jak się tam znaleźli. Czy pamiętasz tę kamienistą drogę na szczyt?

M.S: Ja jestem na początku tej drogi. Projektant w Polsce (być może i w każdym innym kraju) musi być bardzo silnie związany z rzeczywistością. Nasza praca nie wygląda tak, jak się wszystkim wydaje. Musimy mieć pieniądze, żeby zainwestować w odszycie kolekcji i walczyć o to, żeby tą kolekcję sprzedać. Można się poddać i nie sprzedawać, a przynajmniej nie skupiać na tym. Ja traktuję projektowanie „pod swoim nazwiskiem” jako hobby i odskocznię od pracy w przemyśle. Szczyt – to chyba moment, kiedy możesz żyć wyłącznie z robienia swoich rzeczy. Jeszcze bardzo długa droga przede mną.

A.K: Wiem, że nie lubisz rozmawiać o tym co Cię inspiruje. Czy uważasz, że to co pokazujesz na pokazie jest na tyle czytelne by każdy mógł to odczytać?

M.S: Wiem, że w jakimś stopniu jest czytelne. Nie sądzę jednak, żeby ktoś odczytał kolekcję tak, jak ja sobie to wymyśliłem. Z drugiej strony, nie opowiadając o założeniach projektowania, można się skonfrontować z odbiorcą i zobaczyć jego punkt widzenia. To daje znacznie więcej. Niektórzy dziwnie reagują na mój brak komentarza. Piszą (relacja w Newsweeku), że inspiracji w ogóle nie miałem, podczas gdy to najzwyczajniejsze w świecie kłamstwo. Mówienie o inspiracjach jest w Polsce bardzo modne – projektant wymyśla sobie ideologię (bardzo często już po stworzeniu kolekcji), a dziennikarz jest szczęśliwy, bo nie musi kombinować i rozgryzać myśli przewodniej projektów. Jest jeszcze inna sprawa – uważam, że nie mamy do czynienia z profesjonalną i merytoryczną krytyką artystyczną w dziedzinie mody. Dziennikarze piszą zwykle „podobało mi się” lub nie, nie znając się zupełnie na tym, jak powinna wyglądać kolekcja, jak powinna być zbudowana. Nie rozróżniają dzianiny i tkaniny. Nie znają zaplecza technologicznego. Mówią „jedwab” na szyfon, krepę i satynę.

Ultra Żurnal

A.K: Czy nie sprawia Ci trudności tworzenie danej kolekcji tak, by była zarówno zgodna z Tobą, jak i podobała się potencjalnym klientom?

M.S: Ponieważ kolekcje robię z potrzeby zrobienia czegoś swojego i ucieczki przed myśleniem o kliencie, targetach cenowych, problemach w produkcji i innych kwestiach, z którymi mam do czynienia na co dzień, nie mam z tym żadnego problemu. Robię to, na co mam ochotę. Jeśli ktoś chce coś kupić – jest miło, ale nie zastanawiam się co zrobić, żeby sprzedawać.

A.K: Niektórzy projektanci robią sobie dwuletnią przerwę, by poświecić się projektowaniu. Jak udało Ci się stworzyć świetną kolekcję w 1,5 tygodnia przed pokazem ?

M.S: Tak naprawdę nie wiedziałem, czy uda mi się odszyć kolekcję. Projekty miałem już dawno temu, ale nie miałem czasu na to, żeby przenieść ubrania ze szkicu w rzeczywistość. Wszystkie konstrukcje robię sam, kroję sam tkaniny i dzianiny, oddaję je do szycia, czasem sam szyję. To było maksymalnie wyczerpujące półtora tygodnia. Ale cholernie satysfakcjonujące.

A.K: Jak to jest być pierwszym projektantem w Polsce, który wydał swój zapach? Jak pachnie Michał Szulc? Jakie nuty posiada perfuma? Czy całe przedsięwzięcie spotkało się z przeszkodami?

M.S: Jak jest? Nie myślę o tym. To niesamowite, że udało się ten projekt doprowadzić do końca. Projekt, który sam finansuję – bez wsparcia żadnej firmy czy koncernu kosmetycznego. Tylko ja firmuję je swoim nazwiskiem. Nikt inny nie może się pod nimi podpisać. To jest dla mnie ogromny sukces. Perfumy są takie, jakie lubię – ciężkie, ale słodkie. Zamknięte w błyszczącą, białą butelkę ze skromnym opakowaniem, które zmienia się, gdy zajrzysz do środka. Przeszkód było kilka: najpierw – wybieranie zapachów składowych, które odbywało się na odległość, później – komponowanie zapachu, kiedy okazało się, że nie wszystkie zapachy wybrane przeze mnie mogą być połączone. I odrobina technicznych problemików – brak możliwości drukowania butelki w Polsce. Jednak opłacało się, jestem bardzo zadowolony z efektu końcowego.

Projekty Michał Szulc – Facebook

A.K: Twarzą perfum, podobnie jak twoich kolekcji, jest Marzena Pokrzywińska. Jaki potencjał w niej dostrzegasz, skoro stała się swego rodzaju muzą Michała Szulca?

M.S: Marzena była gościem specjalnym tego pokazu. Jest też twarzą (a tak naprawdę ciałem) perfum. Jest absolutną profesjonalistką.

A.K: W Polsce mało jest miejsc, gdzie można kupić ubrania polskich projektantów. Czy masz jakiś alternatywny sposób na sprzedaż swoich kolekcji?

M.S: Za chwilę rusza mój sklep internetowy. Przez tydzień można było kupić perfumy przez Internet i zastanawiałem się, czy ktoś się na to zdecyduje. Byłem zaskoczony, bo chętnych było sporo. Teraz zobaczymy, jak zainteresowanie przełoży się na inne asortymenty.

A.K: Czego można życzyć projektantowi, który osiągnął sukces? Jakie marzenia chciałbyś by się spełniły?

M.S: Powiem tylko o marzeniach, bo pytanie o sukces chyba nie powinno być do mnie skierowane. Marzeniem jest utrzymanie się ze swojej pracy pod swoim nazwiskiem. Jednak żeby tak się stało, powinienem zatrudnić sztab PRowców.