Posiadam dziwną przypadłość do dogłębnego analizowania swoich zachowań, i wnioski do jakich niekiedy dochodzę powodują zaskoczenie, lub w skrajnych przypadkach śmiech. O czym mowa tym razem? Czas wolny a literatura. Jak to się dzieje, że lubiąc zanurzyć się w dobrej książce tak rzadko zdarza mi się to robić? Pierwsza myśl zawiera opis świata nas otaczającego. Według niej to właśnie to jest głównym powodem. Szybkość z jaką dziś żyjemy kłóci się z obrazem osoby pozostającej w jednej pozycji przez wiele godzin. Kolejna z myśli mówi jednak o codziennym zmęczeniu miejskim zgiełkiem do tego stopnia, że powracając do domu mamy jedynie ochotę na bezmyślne patrzenie się w sufit bądź w telewizor. Jednak traktując sprawę bardziej personalnie pomału dochodzę do wniosku, że problem nie leży w otoczeniu, lecz zawsze w nas samych. Co więc poszło nie tak w moim przypadku? Wydaje się to być najbardziej prozaiczna z możliwych przyczyn. Wrodzone, ciężkie do leczenia lenistwo pomnożone przez odległość do najbliższej biblioteki.