Ungaro: następne starcie

Szczerze – Ungaro nigdy mnie nie interesowało. Ot, następne kolorowe seksowne projekty, myślałam.

A tu dziś rano oficjalnie ogłoszono, że Giles Deacon został zatrudniony na stanowisko dyrektora kreatywnego Ungaro. Wyobrażacie sobie moje zdziwienie? W końcu Brytyjczyk należy do tych niewielu projektantów, których poczynania regularnie śledzę – lubię jego poczucie humoru. Czy Deaconowi uda się jednak naprawić wizerunek marki, która wcześniej pozwoliła projektować swoje kolekcje Lindsay Lohan? I – co dla mnie ważniejsze – czy nie zniszczy sobie tym kariery?

Wybór Gilesa na dyrektora kreatywnego Ungaro może się wydawać dziwny (mi się wydawał), dopóki nie sięgnie się do archiwów firmy. Okazuje się, że Emanuel zaczynał u Balenciagi. („Otrzymałem najlepszą wiedzę od mistrza mody; on w niesamowity sposób rozumiał, co moda oznacza” – wspomina Ungaro), później przeszedł do Courreges’a, a dopiero w ’68 zaczął projektować pod własną marką. Jego kolekcje z jednej strony charakteryzowała kobiecość, z drugiej – zabawy z formą i poczucie humoru. Zatrudnienie Deacona to zatem po prostu powrót do korzeni. Przy odrobinie szczęścia, renoma i talent Gilesa wystarczą, by o Ungaro znów zaczęło się (dobrze) mówić.

Ciągle mam jednak wrażenie, że to Deacon bardziej ryzykuje przyjmując posadę, niż Ungaro go zatrudniając.

Ciekawe, co o tym sądzi sam Emanuel…